sobota, 30 maja 2009

Karkołomne połączenie

Jemy salceson bawarski, popijamy białym winem z Sycylii, oglądamy program o Rumunii...

Smakuje nam jak diabli!!!!!!

sobota, 23 maja 2009

Orange crush

W Polsce pomarańcze najlepsze są zimą. Ale to nie znaczy, że nie mogą czasem trafić do koszyka z zakupami również późna wiosną. Do naszego trafiły by po obróbce zmienić się w sos do krewetek.


Z dwóch pomarańczy wyciska się sok, z jednej cienko obiera skórkę. To wszystko trafia na patelnię razem z szklanką białego wina i odrobiną drobno posiekanej cebuli. Po jakimś czasie spędzonym na ogniu sos pięknie się redukuje. Wtedy wystarczy dodać dwie czy trzy łyżki masła by otrzymać kremową konsystencję. Sos świetnie smakuje z lekko podsmażonymi, oprószonymi solą i pieprzem krewetkami. Lekkie i aromatyczne.

Do popicia: Można sobie z takim daniem poszaleć. Z aromatycznym sosem sprawdziłby się pewnie Gewurtztraminer, do lekkiej przekąski idealny byłby również lekki Riesling, u nas padło na wzorzec Sauvignon Blanc – słynne Pouilly-Fume znad Loary - boskie.

sobota, 16 maja 2009

Dorsz duszony w pomidorach

Dzisiaj będzie o dorszu.

Ostatnio naszym ulubionym tematem kulinarnym są rybki, a ulubionym miejscem zakupu powyższych stało się sławne już stoisko rybne w Auchan. Rybki są tam różnorakie, najważniejsze jednak, że zawsze świeże, czego o innych sklepach - nawet tych niby z wyższej półki - powiedzieć nie można (tak, tak, to o Almie...)

Dorsz altantycki w postaci sporego fileta trafił więc w moje ręce, został posolony i podzielony na cztery sprawiedliwe porcje i w takiej postaci trafił w końcu na patelnię. Ale najpierw na patelni poddusiłam cebulę, dwa ząbki czosnku i szczypiorek (wszystko pociachane magiczną maszynką), po pięciu minutach na patelnię trafia puszka krojonych pomidorów, sporo tymianku (ja miałam tylko suszony) i trochę sosu rybnego. I wtedy dorsz, który nie pamiętam ile się dusił, ale strzelam, że około 25-35 minut. Do dorsza zrobiłam zieloną sałatkę z octem balsamicznym i oliwą z oliwek. Maciuś mnie za danie bardzo pochwalił, więc przepis z pewnością jest godny polecenia. Smacznego!

poniedziałek, 11 maja 2009

Asparagus wykwintus

Tym razem będzie krótko i zwięźle: jest sezon na szparagi, więc na naszym stole wylądowały białe łodygi z bułką tartą i masłem (no dobra, była jeszcze fasolka szparagowa). Sprawa jest prosta - odcinamy zdrewniałe końce, a później gotujemy w osolonej i osłodzonej wodzie (łyżeczka soli i tyle samo cukru) przez 10-15 minut. Nam się trochę połamały, bo Maciek za mocno związał je sznurkiem, ale nawet pomimo mankamentu estetycznego były po prostu wyśmienite!!!
.

piątek, 8 maja 2009

Rybka lubi grilla

Dzisiaj mam wenę! Z zakupów wrociłam obładowana pysznościami, więc można spodziewać się w najbliższym czasie większej aktywności na dobuzi :)

Na pierwszy ogień poszedł pstrąg. Nad Soliną pstrąg smakuje wybornie (smażony, wędzony bądź z grilla) i nawet Ci niezbyt do ryb przekonani jedli z zapałem. Przyszedł zatem czas stawić czoła tej rybie w domowym zaciszu. Z tym, że ja zrobiłam ją po swojemu.

Pstrąg po umyciu został nasmarowany solą, czosnkiem, przyprawą do ryby i oliwą i tak trafił na godzinę do lodówki. Później przyszedł czas na farsz – dużo piertuchy, trochę mięty, pół czerwonej cebuli, oliwa, trochę musztardy i jedna jajko (a co!) zmiksowałam na drobno w mojej magicznej maszynce. Taki farsz trafił do pstrąga, a pstrąg zawinięty w folię trafił do piekarnika (200 stopni, 45 minut).

Do tego podaliśmy ryż basmati i zieleninę. Bez zbędnej skromności przyznam, że było wyśmienite!

sobota, 25 kwietnia 2009

Zupa zgryzota

Jakoże już od ponad tygodnia losy moich posiłków są tylko i wyłącznie w moich rękach, z przykrością stwierdzam, że nie wiedzie im się najlepiej...brak im finezji, kolorów i egzotyki (czasami w ogóle ich brak) - najważniejsze jest żeby tylko wrzucić coś na ząb. Co tu dużo ukrywać, samotność i zgryzota mnie dopadły, co siłą rzeczy przekłada się na to co wyląduje na moim talerzu... Więc podczas gdy Czako objada się w najlepszych knajpach ( i pewnie wróci trochę cięższy), ja postanowiłam ugotować coś co odzwierciedli mój stan ducha..

Oto zupa zgryzota:

Zrobiłam ją minimalnym nakładem sił – na oleju usmażyłam cebulę i czosnek, dodałam kość rosołową, mrożonkę z brokułami, marchewką, kalafiorem i porem, pod koniec zacierka i śmietana. Po drodze sól (za mało) pieprz i majeranek...rozgotowałam to trochę więc warzyw nie widać ;(

Zupa, jak na zgryzotę przystało nie smakuje najlepiej (chociaż dzisiaj zdecydowanie lepiej niż wczoraj), najlepiej też nie wygląda, dlatego niestety nie polecam...

p.s. Czako jutro wraca, więc nie traćcie nadziei ...

piątek, 10 kwietnia 2009

White power!

Tak tak, biała siła, siła bieli albo po prostu - biała kiełbasa! W tym roku zadanie przyrządzenia tego wielkanocnego klasyka przypadło właśnie mi. I żeby nie było za nudno tych 10 kiełbas kupionych w dobrym sklepie przyrządziłem na dwa sposoby. Oba Polskie do szpiku białych kości :

Po pierwsze primo - po staropolsku, czyli tak jak jedli ją nasi dziadowie krzepiąc się przed starciami z krzyżacką nawałnicą.

Po drugie sekundo - w piwie, czyli napoju, który kwiat (wszech)polskiej młodzieży zamawiał hurtowo po 5 sztuk na raz dziarskim gestem uniesionego przed siebie ramienia.

A robi się to tak:

Po staropolsku: Kiełbasę kładzie się na dno gara i zalewa wodą tyk by ją nieco przykryła. Dodaje się łyżkę smalcu bez skwarków, 2 łyżki oliwę i szczypt soli. Gotuje się dłuuugo bez przykrycia aż woda wyparuje.

Gdy kiełbasa się zarumienia dorzuca się do gara pokrojona w krążki cebulę i dusi się przez kolejnych kilka minut aż cebula nabierze właściwiej barwy i konsystencji a smaki się wymieszają. W międzyczasie z własnej inicjatywy sypnąłem jeszcze szczyptę majeranku bo ten dobrze gra z tłustymi przyprawami.

W sosie piwnym: Kiełbasa ląduje na dnie gara zalana 0,5l jasnego piwa i 0,5 l wody. Do tego wszystkiego trafia kilka goździków (nie za dużo! To nie wino grzane!), łyżka cukru pudru, trochę soku z cytryny, nieco soli i 2 posiekane w plastry cebule.

Całość trafia na kuchnię i bulgoce przez godzinę czy półtora. Po tym czasie kiełbasa wylatuje z gara a sos zostaje zagęszczony przy pomocy mąki (lub zasmażki). Całość pachnie wspaniale i nie gorzej smakuje.

Dwa świąteczne dania a roboty naprawdę niewiele. Gdy wszystko się gotuje można spokojnie zając się poza kuchennymi czynnościami. Ja na przykład ukończyłem kolejnych 5 misji w GTA 4. Nie ma to jak święta!

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wieczór kawalerski czyli znowu sam w domu

Jestem sam, Ewa odjechała na wschód, nawet kota zabrała. Co robić, co robić!?! Jeść! Po kawalersku czyli błyskawicznie i do syta. Z tego co znajdzie się w szafkach i lodówce. A znalazł się makaron, czarne oliwki, plaster szynki, oliwa z oliwek, natka pietruszki i chili. Wszystko czego trzeba by powstało coś na kształt aglio olio po tuningu.


A robi się to tak:

Makaron gotuje się w osolonej wodzie. W tym czasie na patelni grzeje się oliwa, na którą trafiają posiekane oliwki i szynka (powinno się też dodać posiekany czosnek – ja zapomniałem). Po chwili w oliwie praży się papryka chili (może być w proszku, ja użyłem całych suszonych strąków tabasco rozkruszonych w placach. A że wziąłem o kilka za dużo danie dało mi nieźle popalić.) Wreszcie na patelni ląduje makaron i po 2 minutach gotowe danie jest już na talerzu.

Posypane świeżo startym parmezanem i natką pietruszki, doprawione solą i pieprzem. Gotowe w 10 minut, banalnie proste, po prostu pyszne.

Do popicia – naturalnie wino. Soczyste, aromatyczne, aksamitne – jednym słowem – Bandol.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Pierś uskrzydlona

Lidl nie daje poszaleć. Skoro do koszyka trafiają ciągle te same produkty to i to co ląduje na talerzu nie zaskakuje. Ale nawet ze zwykłych piersi z kurczaka można przy odrobinie wyobraźni (albo po prostu z dobrym przepisem) wykombinować coś ciekawego. I tak po kilkunastu minutach zamieszania w kuchni dom wypełnił się bajecznym zapachem a do naszych buź trafił kurczak w sosie jabłkowo cytrynowo miodowym.

A robi się to tak: Piersi z kurczaka po oproszeniu solą, pieprzem i przyprawą do drobiu trafiają do lodówki. W wysokim naczyniu miksuje się szklankę śmietany, 2 łyżki soku z cytryny, 3 łyżeczki płynnego miodu, pół szklanki świeżo wyciśniętego soku z jabłek i pół łyżeczki startej skórki z cytryny. Takim puszystym sosem zalewa się kurczaka, którego w międzyczasie zdążyliśmy obsmażyć i ułożyć na dnie naczynia do zapiekanie polewając tym co zostało na patelni. Całość wkłada się do piekarnika i zapieka – teoretycznie do chwili aż sos się nieco zetnie. W praktyce się nie ściął więc danie trafiło na talerze gdy było po prostu gorące i pachnące. A smakuje równie dobrze jak pachnie czyli wspaniale!

wtorek, 31 marca 2009

Ach co to był za … SER!

Tydzień w Alpe d’Huez - francuskiej stolicy narciarstwa i w naszym przypadku - obżarstwa - minął bezpowrotnie, ale co by nie zapomnieć o wrażeniach kulinarnych umieścimy poniżej relację z naszej uczty.

W kuchni francuskiej wiadomo – królują sery i wino. A w wysokogórskiej kuchni francuskiej sery i wino, z tym że na ciepło. Grzańcem raczyliśmy się w naszej kwaterze, a mieszanka przypraw do wina jak większość rzeczy w Alpe d’Huez nazwana została na cześć świstaka...jeśli zaś idzie o sery...

Nasze wyjście do restauracji zaczęło się dość pechowo, bo w progu powitał nas obrzydliwy zapach przypalonego sera. Po chwili wahania, zasiedliśmy jednak przy ostatnim wolnym stoliku i stwierdziliśmy, że skoro Francuzom nie przeszkadza to nie będziemy wydziwiać. To była trafna decyzja, bo po klikunastu minutach na naszym stole wylądował kir (wino z likierem owocowym), mini ruszt opiekany węglem drzewnym (na parterze ziemniaczki na pięterku smażyło się ser na mini patelni), wielki talerz wędlin na zimno (danie lokalne zwane reblochonade), zapiekanka ziemniaczana z serem i boczkiem (tartiflette) oraz zielenina z sosem vinaigrette.

Na dobicie pośpieszyły lody o smaku likieru z Chartreuse i przesłodka tarta cytrynowa. Dania były przepyszne, kaloryczne, kelnerzy przesympatyczni, więc co tu dużo mówić, objedliśmy się za wszystkie czasy, a kalorie stracone na stoku nadrobiliśmy ze sporym zapasem. Za to niektórzy z nas do dzisiaj nie mogą patrzeć na ser :)

niedziela, 15 marca 2009

Blame Canada!

Nie będziemy ściemniać – o Kanadzie nie wiemy nic. Liście klonowe, łosie, Alanis Morissette. Jedzą tam syrop klonowy i potrafią robić Ice Wine (wino z winogron zbieranych w czasie przymrozków). Po dzisiejszym obiedzie wiemy jeszcze jak smakuje kurczak z jabłkami według kanadyjskiego przepisu.
.

.
Robi się to tak: 4 pokrojone jak kto lubi i lekko osolone piersi z kurczaka smaży się na oleju. Na drugą patelnię wlewa się łyżkę syropu klonowego, 2 łyżeczki musztardy miodowej (my wymieszaliśmy sarepską z miodem), łyżkę czerwonego wina łyżeczkę bulionu w proszku. Po podgrzaniu do sosu trafiają dwa (albo więcej) pokrojone w plastry jabłka. Po kolejnej minucie duszenia na patelnie wrzuca się podsmażone mięso i całość dusi się aż kurczak zmięknie i nabierze ładnego koloru a aromaty się wymieszają.

Na stół danie trafiło z ryżem. Smakowało trochę sodko, trochę jabłkowo i całkiem pysznie.

ps. Na deser piosenka o Kanadzie: http://www.youtube.com/watch?v=qUABWt4zidY&feature=related

czwartek, 12 marca 2009

Dostawa z Indii

Tak dawno nas nie tu nie było, że zdążyliśmy porządnie zgłodnieć. A na głód nie ma co bawić się w subtelności, potrzebne są konkrety – kuchnia indyjska. Zwłaszcza, że z kraju świętych krów, outsourcingu i kamasutry przybyła do nas torba pełna przypraw. Te, w połączeniu z piersiami z kurczaka zmieniły się w to:
.
.
A robi się to tak: kurczaka kroi się w kostkę i marynuje przez godzinę. Do marynaty trafia łyżeczka chilli, pół łyżeczki kurkumy, 2 rozgniecione ząbki czosnku, 1,5 cm posiekanego imbiru, 3 łyżki jogurtu i sól. Tak zaprawione mięso po godzinie trafia na patelnię, na której smażą się 4 posiekane cebule, 3 łyżeczki chicken masala (szalona mieszanka kilkunastu ziół w tym kolendry, chilli, goździków, gałki muszkatołowej i kminu rzymskiego) imbir, czosnek, łyżka sproszkowanej kolendry, łyżka kurkumy i łyżeczka zielonego chilli. Gdy mięso się zarumieni całość zalewa się puszką pomidorów i dusi przez kolejne 10 minut. .
.
Na stół trafiło z ryżem basmati i placuszkami roti. Bez dokładek się nie obyło. Właściwie zaraz lecę do kuchni podkraść jeszcze trochę.

Do popicia: postawiliśmy na wino różowe – to dość bezpieczny wybór do indyjskiej kuchni (o ile w całej jej różnorodności można wybrać jedno uniwersalne wino). Nasza butelka była z południa Francji z Bandol. Tamtejsze wina różowe podobno są świetne – nasze nie było. Za to czerwone Bandol, którego kiedyś próbowaliśmy było doskonałe.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Świnia po piwku

Kiedyś na urodziny mamy robiłem laurki. Teraz kredki zamieniłem na łyżki i noże, a biurko na kuchenkę i zamiast prezentu mama dostała polędwiczki wieprzowe według belgijskiego przepisu.
.
.A robi się to tak: kilogram polędwiczek wieprzowych obsmażamy na bardzo gorącym oleju.
Kruszymy garść orzeszków ziemnych (nie solonych, można też dodać inne gatunki), siekamy owoce suszone i natkę pietruszki i mieszamy w misce z oliwą i odrobiną soli.
.
.Obsmażone polędwiczki obtaczamy w orzeszkach z oliwą i układamy w naczyniu do zapiekania przykrywając resztą mikstury. Naczynie trafia do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni i zostaje tam, aż mięso zmięknie i puści sok.
.
W tym momencie wystarczy odłożyć polędwiczki na bok a zawartość naczynia wylać do rondelka, do którego wlewamy szklankę ciemnego piwa, łyżkę miodu i podgrzewamy. Mięso podajemy z sosem i jak na belgijskie danie przystało – z frytkami i piwem. Absolutnie rewelacyjne co potwierdza pełen zachwytów telefon od mamy.
.

czwartek, 12 lutego 2009

Funeral in Carpathia

Czyli pogrzeb sobie w karpatce:) Bardziej wtajemniczeni wiedzą o co chodzi...
Do dzieła więc! Kupujecie w Lidlu karpatkę w proszku, Lidl jest tani wiec i karpatka dużo Was nie wyniesie.
Do magicznej mikstury z paczki potrzeba jeszcze 1 margarynę Kasia, 4 jajka i 0,5 litra mleka. Robicie tak jak w instrukcji na pudełku - najpierw szklankę wody zagotuj ze 125 gr Kasi, mieszając na ogniu wrzuć miksturę magiczną z torebki nr 1, po ostudzeniu dodajesz 4 jajka i miksujesz 5 min. Takie ciasto wykłada się na blachę i piecze 20 min w 200 stopniach i kolejne 10 w 150. Rośnie z tego niezły monster - foteczka poniżej:
.
Krem robi się bardzo podobnie jak budyń, proszek i 0,5 litra mleka gotuje się na ogniu a po ostudzeniu miksuje z pozostałą częścią margaryny. Na koniec przekładamy ciasto kremem, posypujemy cukrem pudrem i ... do buzi!
Produkt końcowy jest bardzo dobry i wygląda tak:
.
Smacznego!

niedziela, 8 lutego 2009

Wrocław – Texas

W sobotę można wstać o 6tej rano i pojechać do Czech na narty. Można ale nie trzeba. Dlatego po dniu spędzonym na kanapie dopiero głód zmusił mnie do odbycia wycieczki sklepu i do kuchni. A gdy patelnia poszła w ruch po kilkudziesięciu minutach na mój talerz trafiło oficjalne danie stanu Texas – Chili Con Carne.

A robi się to tak: na gorący olej trafia pokrojona cebula i rozgnieciony czosnek. Do tego pół kilo mielonej wołowiny i szczypta soli. Gdy wszystko się zarumieni na patelnie wpada kilka papryczek chili i szczypta pieprzu cayenne, posiekana w kostkę papryka (u mnie była żółta) i łyżka koncentratu pomidorowego. Po kilkunastu minutach duszenia do mikstury dorzuciłem 2 puszki pomidorów i kilka chochelek bulionu drobiowego. Po dalszych 20 minutach gotowania do gęstniejącego dania dorzuciłem 3 łyżki kukurydzy z puszki i trochę więcej czerwonej fasoli. A dalej już tylko mieszać, podgrzać jeszcze kilka minut i gotowe. Z ryżem i kleksem śmietany – nie do pobicia. Ewie zmarzniętej po nartach też pewnie będzie smakowało.

.
Do popicia: hiszpańska nazwa to i wino hiszpańskie – lekka, owocowa Rioja przyjemnie przebiła się przez ostro tłuste wrażenia.

wtorek, 3 lutego 2009

Zupa Bograc

Gdy nie jesteś zdecydowany, czy masz większą ochotę na zupę czy na drugie, a nie chce Ci się robić i tego i tego - mamy dla Ciebie odpowiedź! Zrób sobie wielki gar zupy bograc! Jest sycąca, pikantna zupa z mnóstwem warzyw i kawałkami mięsa, zaspokoi niejeden głód i podniebienie...

Mnie osobiście zupa kojarzy się z kuchnią węgierską, ale zupa ponoć pochodzi ze Słowenii. Tak czy inaczej - do dzieła:

Kawał wołowiny rosołowej gotujesz w garnku z kostką rosołową, solą, pieprzem, można wrzucić marchewkę czy pietruchę (mama mi kiedyś zdradziła, że takie mięso lepiej zagotować pierwszy raz i wodę odlać, wtedy jakoś mniej farfocli pływa w zupie); zasadniczo mamy ugotować mięso na miękko, wyciągamy je później z gara i kroimy w średnią kostkę. Wrzucamy na gorący olej i przyprawiamy sporą dawką papryki w każdej postaci. Ja dałam całe opakowanie papryki słodkiej w proszku, pół tubki ostrej, pół opakowania ostrej w proszku, trochę chilli, pieprzu cayenne i jeszcze dwie małe pikantne suszone papryczki. Cała czerwoność zupy ma pochodzić właśnie od usmażonego mięsa. Tak doprawione mięso usmaż i odstaw.

Do wywaru z mięsa wrzuć dwie dowolne mrożonki warzywne - pod warunkiem, że chociaż jedna z nich ma paprykę. U nas były - ziemniaki, pieczarki, papryka, groszek, pietruszka zielona (myślałam, że nie przypasi, ale było nieźle), fasolka szparagowa (my favourite), marchewka i por. Dodaj cebulę w kostkę i trochę czosnku. Ja dokroiłam do tego jeszcze ze 4 ziemniaczki mniej więcej w połowie gotowania. Warzywa muszą się podgotować, na koniec wrzucamy mięso z patelni, gotujemy jeszcze chwilę. Na samym końcu dodajemy tzw. zacierkę babuni z Redlina, czy skądś tam, w każdym razie jeśli nie wiecie co to takiego, to pani sklepowa będzie wiedziała o co chodzi, najlepiej zapytać, bo 'bo zacierki nie stoją tam gdzie makarony przecież, tylko na innej półce'. Tę zacierkę właśnie ugotuj osobno i na samym końcu dodaj do zupy. Oczywiście posolić i takie tam trzeba odpowiednio wcześniej.


Produkt końcowy jest cudownie ostry, sycący i rozgrzewający. Na pewno nie jest to zupa na upalne dni, tylko właśnie na takie nie wiadomo co, jak za oknem. Smacznego!

sobota, 31 stycznia 2009

Jak nie robić carbonary

Jeśli macie ochotę na pyszne spaghetti carbonara nie róbcie go tak - Nie podsmażajcie pokrojonego w kostkę boczku na patelni. Nie mieszajcie 3 jajek i kubka śmietany na gładki sos dodając pieprz sól i posiekaną pietruszkę. Nie wrzucajcie ugotowanego makaronu na rozgrzaną oliwę, nie zalewajcie go sosem, nie posypujcie podsmażonym boczkiem, parmezanem i natką.
.
A tak naprawdę, wszystko się zgadza – droga do carbonary wiedzie właśnie tędy. Ja niestety nie zadbałem o proporcje składników i z sosu zrobił się serek biały. Szkoda, bo udana carbonara to mistrzostwo świata. Może następnym razem, bo następny raz na pewno będzie.

Do popicia: Do tłustego, aromatycznego sosu polało się lekkie, rześkie wino znad Loary – sauvignon touraine .

sobota, 24 stycznia 2009

Americano

Nadszedł czas na danie, któro rozsławiło kuchnię amerykańską na całym świecie...na chrupiący, ociekającego tłuszczem, soczysty kawał wołowiny z mnóstwem pysznościowych dodatków. Nawet jak o tym pisze, to mam ochotę na poprawkę...bo nie ma nic lepszego na wielki głód jak wielki HAMBURGER! Do tego fryty i sałatka o spolszczonej nazwie colesław (nazwa przyprawia mnie o ciarki i kojarzy się ze sklepem społem na Kościuszki, ale niech będzie).


Hamba robimy tak: mielone należy kupić z dobrego źródła, im więcej mięsa w mięsie tym lepiej, nam się udało kupić takie o 100% zawartości (Piotr i Paweł - a już prawie straciłam wszelką nadzieję...), do tego jajko, bułka (sucha bułka namoczona w wodzie), czerwona cebula drobno posiekana, czosnek, sól i przyprawy jakie kto lubi. Ja dałam dużo przyprawy pikantnej na grilla. I jeszcze sos worcestershire - to absolutny mus! To wszystko mieszamy dobrze łapką, formujemy hamburgery i smażymy na oleju. Bułka powinna być special edition bun na hamburgera. Można wrzucić rozkrojone bułki na chwilę do piekarnika (do ciepłego oczywiście), wyjąć, posmarować jedną połówkę musztardą, położyć hamba, ser żółty, ogórka konswerwowego, plaster pomidora, trochę cebulki, majonez, keczup i co kto lubi....

W międzyczasie Maciek zrobił sałatkę colesław. Robi się to cudo tak: szatkujemy białę kapustę, solidnie solimy i odstawiamy na pół godziny, po czym płuczemy wodą. Kapustę mieszamy z jedną marchewką pokrojoną w drobne paseczki i posiekanym szczypiorkiem, później dodajemy 2 łyżeczki cukru, szczyptę kminku mielonego, sól, 3 łyżki gęstej śmietany i trochę białego octu winnego. Mieszasz i gotowe.

Do tego frytki i klasyczny amerykański hamb gotowy. Nawet wybredny kiciuś nie pogardzi :)Enjoy!

Do popicia: Kuchnia z USA to i wino z USA prosto od świętej pamięci Roberta Mondaviego. Słodko kwaśny, pachnący śliwkami zinfandel. Pycha!

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Indian cooking - odsłona druga

Jakoże mamy tzw. film na indyjskie jedzonko, zaraz po wieczorze u Vijaya znowu udaliśmy się w kulinarną podróż na półwysep. Tym razem było wyborne curry własnego pomysłu i placuszki roti. Curry było bardzo proste - podsmażyłam cebulę, czosnek, dodałam imbir, chilli, kurkumę, goździki i laskę cynamonu, później mieszanka Hortexu (marchew, brokuły i kalafior), po rozmrożeniu warzyw dodałam jedną pokrojoną pierś kurczaka, zalałam to wodą. Kurczak się ugotował, woda trochę wyparowała i curry było gotowe.

Po treningu u Vijaya Maciek jest RotMistrzem, stąd przygotowanie placków przypadło jemu :)

Roti robi się 'na oko', w zależności od tego ile placków nam potrzeba. My byliśmy we dwoje, więc zrobiliśmy ciasto z mniej więcej 2,5 szklanki mąki pszennej, szczypty soli i wody. Trzeba z tego zrobić jednolite, gęste ciasto, tak, żeby odchodziło od ręki. Ciasto warto odstawić na godzinkę do lodówki. Później formujemy mniejsze kulki, wałkujemy i smażymy na patelni z minimalną ilością oleju. Roti wspaniale zastępuje ziemniaki czy ryż. A najlepsze jest to, że curry z roti aż chce się jeść palcami. Urwanym plackiem chwytamy jedzenie i bach do buzi!

P.S. do popicia, widoczne na zdjeciu wino La Llose

niedziela, 18 stycznia 2009

Indian cooking - odsłona pierwsza

Znajomy Hindus z Hufca Pracy ponownie odwiedził Wrocław i tak jak odgrażał się podczas ostatniej wizyty, że następnym razem to on nam pokaże, tak pokazał co potrafi. W kuchni oczywiście. Vijay wymyślał potrawy, a my pomagaliśmy w przygotowaniach. Zrobiliśmy 5 cudownych dań. Na pierwszy ogień poszło Hyderabadi Biryani - zrobione na bazie fix Knorr'a przywiezionym prosto z Indii (czyli tak jak nowocześni hindusi robią to na co dzień) więc przygotowanie tego smakołyku poszło dosyć szybko. Najpierw smaży się cebulę, czosnek i dodaje rzeczoną mieszankę przypraw i wyciśnięty sok z limonki (fix'a można zastąpić dodając po łyżeczce garam masali, chilli, kardamonu, pół łyżeczki kurkumy, cynamonu oraz liście laurowe. W drugim garnku gotujemy ryż basmathi na twardo, po czym dodajemy go do przypraw i gotujemy. Kurczaka kroimy na duże kawałki i dodajemy do garnka z ryżem, zalewamy to wodą i gotujemy przez 15-20 minut. No końcu powinno dodać się posiekaną miętę (my dodaliśmy suszoną) i posolić do smaku. To było pyszne! Mniam!!

Do tego zaserwowano nam Punjabi Chickpea, wegetariańskie curry, w którym groch włoski z powodzeniem można zastąpić zielonym groszkiem; wyśmienite danie Navratan, nazywane też ‘dziewięć klejnotów’ od 9 warzyw wchodzących w skład tej potrawy; całości dopełniło pikantne jajeczne curry oraz placuszki roti.

Na deser dostaliśmy oryginalne indyjskie słodycze. Oby więcej takich wieczorów!

środa, 7 stycznia 2009

Nakarmienie chorych

Czosnek był pyszny ale zawarte w nim naturalne antybiotyki nie zadziałały. Dlatego dalej leżymy i gorączkujemy. A jak powiedział ktoś w naszej ostatnio ulubionej Kuchnia.tv – chory musi dobrze zjeść – więc jemy.

Wczoraj była sałatka owocowa, przysmażane oscypki z szynką, cebulką i pomarańczami podane niczym caprese.

Dzisiaj na śniadanie jajko sadzone, grzanki z konfiturą pomarańczową i gruszka.


Na obiad klasyczna zupka pomidorowa z lanym ciastem.



A robi się ją tak:

Kość cielaka od babci wrzuca się do wody i gotuje przez pół godziny. Dorzuca się marchewkę, seler i pietruszkę i gotuje razem. Po odcedzeniu wywaru dodaje się koncentrat pomidorowy, śmietanę, sól, pieprz i cukier do smaku. Na kluseczki miesza się jajko z mąką i solą i takie ciasto wlewa się łyżka po łyżce do gotującej się zupy.

Wine Note: chorujemy więc nie pijemy. Ale do tych fikuśnych śniadaniowych przekąsek fantastycznie sprawdziłby się szampan.

niedziela, 4 stycznia 2009

Ostre ząbki

Przeziębienie osaczyło nas w domu więc bronimy się jak możemy witaminą C, aspiryną i...czosnkiem. Z pomocą przyszli nam południowi bliżsi i dalsi sąsiedzi – naturalnym źródłem antybiotyku stała się cesnakova polievka ze Słowacji oraz smażone z czosnkiem czarne oliwki rodem z Italii.


Przepis na zupkę jest prosty: Na dno garnka wlać należy łyżkę oliwy i podsmażyć na niej posiekany czosnek. Zalewa się go gorącym bulionem i gotuje przez chwilę (Czesi dodają też roztrzepane białko z jajka). Wystarczy doprawić do smaku i zjeść z grzankami. Na górne drogi oddechowe działa natychmiast.



Przepis na oliwki dał nam Włoch, właściciel lokalnego sklepiku spożywczego. Garść oliwek wystarczy wrzucić na rozgrzaną na patelni oliwę i podsmażyć przez 3 minuty dodając posiekany czosnek. W towarzystwie grzanek maczanych w oliwie – doskonałe.