czwartek, 21 lipca 2011

Family Business

O tajskim podejściu do biznesu pisałem już tutaj. Jeśli to odtwórcze i miało oryginalne myślenie uznać za słabość tajskich przedsiębiorców to do ich atutów należy zaliczyć zapał. Ogromny, nieokiełznany pędy ku przedsiębiorczości. Wystarczy kawałek chodnika, brawa w kamienicy, schodu do metra a już otwiera się biznes, rozkręca interes, wykuwa się czyjaś przyszłość. I każdy orze jak może, (rowniez Polak w Tajlandii)dorabia na boku, czymś handluje, coś oferuje. Żona gotuje zupę na ulicznej garkuchni, mąż zasuwa po okolicy mototaksówką, dzieci śpią spokojne o swoją przyszłość. A gdy żona się zmęczy i utnie sobie drzemkę, mąż zsiada z motocykla i zastępują ją przy garze. Biznes rodzinny pełną gębą. A ja siedzę i gębę napycham tą zupą wodząc ciekawskim wzrokiem po otoczeniu. Powiedźcie i wy za pośrednictwem tego filmiku. Zajrzyjskie tez na skok w bok by przeczytac jak zakonczyla sie moja wyprawa do Azji



 Tu zaś zobaczycie, jak tajską uliczną zupę należy przyprawiać. Szczypta chili, nieco cukru, kilka kropel sosu rybnego i ocet z ostrą papryką do smaku. Zależnie od użytych proporcji uzyskujemy odmienny efekt – zupę słoną, ostrą, słodką, kwaśną itd.


 Nie trzeba nawet życzyć smacznego, to danie nigdy nie zawodzi.

piątek, 8 lipca 2011

Proste jak szparag


Zdaje się, że w Polsce sezon na szparagi już się skończył. Tu w Bangkoku nie ma sezonu, są za to szparagi, na targu za rogiem. Po 2 zł za pęczek. (sprawdz ceny w Tajlandii) Wrzucam do osolonej wody, gotuję kilka minut. Smażę jajko (kupione na tym samym targu za 40gr, wielkie, o żółtku pomarańczowym jak słońce), jeśli mi się nudzi przyrządzam szybki beszamel (mąka podsmażona na maśle z kilkoma łyżkami mleka) i w 4 minuty mam gotowy genialny posiłek. Bo geniusz tkwi w prostocie.

O tym jak radzi sobie Polak w Tajlandii przeczytasz na skok w bok blog.