niedziela, 24 stycznia 2010

Granica dobrego smaku

Przez miesiąc pobytu w Tajlandii widzieliśmy wiele. I jedliśmy wiele. Na początku nieśmiało wyczuwaliśmy grunt, próbująć coraz to nowych smaków i ich kombinacji. Stopniowo coraz pewniej poruszaliśmy się w kulinariach Tajlandii, od czasu do czasu pozwalając sobie nawet na jakiś eksperyment (a niech będzie, dziś zjem "morning glory" albo zaryzykuję duriana - owocu pachnącego gnijącym mięsem). Kilku dań spróbowaliśmy, najczęściej okupując to mdłościami lub alergią (durian uczula Maćka tak jak brzoskwinia). Wielu spróbować nie mieliśmy odwagi, bo jednak są pewne granice dobrego smaku, których nie damy rady przekroczyć. I o tym właśnie dzisiaj.


Już od pierwszego wieczoru ze straganu "kusiła" nas smażona szarańcza. Wcześniejsze deklaracje o zjedzeniu robaka szybko poszły w niepamięć...

...Aż do wizyty w Kambodży. Maciek zjadł, ale trochę tego później żałował. Nasz wstręt do jedzenia robali jest jednak mocno zakorzeniony.

Żaby z grilla to ponoć przysmak. My wolimy oglądać je w stawie niż na talerzu. (choć Maciek twierdzi, że te które jadł przed laty we Francji smakowały świetnie)

Śmierdzący durian jest przysmakiem Azjatów, np. większość Khmerskich deserów przesiąkniętych jest na jego sokiem, niestety...ale świeży owoc nie smakuje najgorzej

Pająki z grilla, owcze kopyta, jelita na metry, świńskie łby, węże w słoiku i wszystko to co jeszcze widuje się na targu w Azji często wywraca wnętrzności na drugą stronę, nie trzeba nawet próbować. Mi jednak od czterech dni wnętrzności wykręca...mango. To co można bezkarnie zjeść na surowo w Tajlandii jest kategorycznie zakazane w Kambodży. Czekajcie więc cierpliwie, aż zbiorę siły na drugą część sagi o granicach dobrego smaku. Przed nami słynący z obrzydliwości Wietnam!
Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

4 komentarze:

  1. o rety....ale obrzydliwosci........brrrrr....ale te owoce widzialam w azjatyckim supermarkecie,dobrze wiedziec,co to jest :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy opis i rewelacyjne zdjęcia! Czekam z niecierpliwością na więcej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli żabie udka, to tylko po wietnamsku - usmażone w masełku z czosnkiem. Przysięgam, że dobre! Jadłam kiedyś w restauracji (w Gliwicach w Polsce, nie na końcu świata) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Wietnamu wjezdzamy jutro, smazone udka z czosnkiem, brzmia niezle, wiec kto wie ... :)))

    OdpowiedzUsuń