poniedziałek, 11 października 2010

Fabryka czekolady


Do Szwajcarii pojechałem poznawać jej wina – wielki, nieodkryty skarb tego kraju (nieodkryty w dużej mierze z winy samych Szwajcarów, ale to już historia na innego bloga). Ale nawet gdyby pojechać tam podziwiać widoki czy architekturę człowiek i tak wcześniej czy później natknie się na…czekoladę. O niej dziś.

Spór o to czy lepszą czekoladę robią Szwajcarzy czy Belgowie pozostaje nierozstrzygnięty. Wiadomo natomiast, kto więcej jej zjada – statystyczny mieszkaniec Szwajcarii pochłania 12 kg czekolady rocznie bijąc tym samym wszelkie światowe rekordy. (W Polsce roczne spożycie nie przekracza 4kg na głowę).

Belgowie muszą oddać Szwajcarom pierwszeństwo w jeszcze jednej kwestii – to ci drudzy czekoladę mleczną wynaleźli. Pierwszy jej smakiem mógł cieszyć się mieszkaniec miasteczka Vevey, niejaki Daniel Peter. To właśnie on, w roku 1887 wpadł na pomysł by zmieszać masę kakaową ze sproszkowanym mlekiem tak by powstał smakołyk, który od 123 lat przywołuje rozkosz na tysiącach twarzy i zapewnia klientelę gabinetom dentystycznym na całym świecie. I to właśnie w Vevey mogłem podglądać jak robi się pralinki i degustować ich najbardziej wymyśle wcielenia.

Bo dziś pralinka to znacznie więcej niż kawałek karmelu czy trochę masy orzechowej oblanej czekoladą. Obok tych klasycznych, żeby nie powiedzieć archaicznych, powstają czekoladki nowoczesne, nawiązujące do (niekiedy karkołomnych) eksperymentów znanych z restauracji serwujących fusion cuisine. Mistrzowie cukiernicy bawią się treścią, dodając do swych wyrobów składniki, których w tradycyjnej kuchni nikt nie odważyłby się nawet trzymać w tej samej szafce, co czekoladę. Bawią się też formą przypisując kształtom swoich pralinek ukryte znaczenia i podteksty.

 I tak, na zapleczu niewielkiej czekoladziarni w Vevey próbowałem pralinek z trawą cytrynową i płatkami złota – nawiązującymi do kulinarnych i religijnych tradycji Tajlandii. Zaraz potem pojawiły się pralinki z japońskim chrzanem wasabi. O tym, że ostre smaki dobrze współgrają ze słodyczą mlecznej czekolady przekonałem się jeszcze raz rozgryzając pralinkę z syczuańską papryką chilli. Smakuje to wszystko lepiej niż brzmi. Znacznie lepiej.

Dla mnie jednak, ciekawsze od tych ekstrawaganckich pomysłów okazało się porównanie pralinek wyprodukowanych z kakao z różnych części naszego globu. Bo ziarna, które rodziły się w Ameryce Południowej smakują zupełnie inaczej niż te z plantacji azjatyckich, kakao meksykańskie dzieli od tego z Ghany więcej niż tylko ocean. Różnic jest wiele - a to nuta wędzarnianego dymu, to znowu kwaskowaty, wręcz owocowy posmak. Właściciel wrażliwego podniebienia będzie wstanie wyłapać te różnice a doświadczony degustator określi nawet skąd pochodziły półprodukty, które złożyły się na daną czekoladkę.

Wniosek? Może taki - choć łączenie wina z czekolada to zadanie równie karkołomne jak łączenie piwa z szarlotką (czytaj – można, ale po co?) oba przysmaki mają ze sobą coś wspólnego.  Ich produkcję można śmiało nazywać sztuką.
Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

10 komentarzy:

  1. pieknie to wszystko opisales:) a na te pyszne zdjecia, az nie moge sie napatrzec:)
    uwielbiam czekolade:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne te zdjęcia :) Jako wielbicielka czeolady chętnie bym się tam teleportowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie trzeba się teleportować - wystarczy polecieć. bilety można znaleźć już za jakieś 500zł. a warto. Obok wspomnianej czekoladziarni jest na przykład muzeum jedzenia - pozycja obowiązkowa dla każdego foodie, zwłaszcza że menu obiadowe w muzealnej restauracji jest wyborne i wcale nie takie drogie.

    OdpowiedzUsuń
  4. zawsze mnie intrygowało jak taka czekolada powstaje. pięknie to wszystko napisane a zdjęcia aż mi się czekolady zachciało :)
    www.kuchcikowo.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za komplementy i wkrótce znowu zapraszam do stołu. Będzie cielęcina od babci i chińskie przystawki, pachnące latem nalewki i pewnie dużo więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. och, co za raj...
    chciałabym się tam znaleźć... i to zaraz!

    OdpowiedzUsuń
  7. 123 lata czekolady mlecznej, tyle samo ile lat Polski pod zaborami. Coincidence? dont think so.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kejsprze - jasne że nie jest to przypadek, to spisek! W nagrodę za spostrzegawczość dostajesz w tekście linka, który rzuca nowe światło na wspomnianą cyfrę 123.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak Czako, a L Kaczynski zginal przypadkowo...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie głosuję na szwajcarską czekoladę - dla mnie to ona jest najlepsza a szwajcarskie trufle to mistrzostwo świata wśród cukiernictwa. Z każdej słodkości bym zrezynowała na rzecz kilku szwajcarskich trufli - oczywiście nie z masowej produkcji.

    OdpowiedzUsuń