sobota, 25 kwietnia 2009

Zupa zgryzota

Jakoże już od ponad tygodnia losy moich posiłków są tylko i wyłącznie w moich rękach, z przykrością stwierdzam, że nie wiedzie im się najlepiej...brak im finezji, kolorów i egzotyki (czasami w ogóle ich brak) - najważniejsze jest żeby tylko wrzucić coś na ząb. Co tu dużo ukrywać, samotność i zgryzota mnie dopadły, co siłą rzeczy przekłada się na to co wyląduje na moim talerzu... Więc podczas gdy Czako objada się w najlepszych knajpach ( i pewnie wróci trochę cięższy), ja postanowiłam ugotować coś co odzwierciedli mój stan ducha..

Oto zupa zgryzota:

Zrobiłam ją minimalnym nakładem sił – na oleju usmażyłam cebulę i czosnek, dodałam kość rosołową, mrożonkę z brokułami, marchewką, kalafiorem i porem, pod koniec zacierka i śmietana. Po drodze sól (za mało) pieprz i majeranek...rozgotowałam to trochę więc warzyw nie widać ;(

Zupa, jak na zgryzotę przystało nie smakuje najlepiej (chociaż dzisiaj zdecydowanie lepiej niż wczoraj), najlepiej też nie wygląda, dlatego niestety nie polecam...

p.s. Czako jutro wraca, więc nie traćcie nadziei ...

piątek, 10 kwietnia 2009

White power!

Tak tak, biała siła, siła bieli albo po prostu - biała kiełbasa! W tym roku zadanie przyrządzenia tego wielkanocnego klasyka przypadło właśnie mi. I żeby nie było za nudno tych 10 kiełbas kupionych w dobrym sklepie przyrządziłem na dwa sposoby. Oba Polskie do szpiku białych kości :

Po pierwsze primo - po staropolsku, czyli tak jak jedli ją nasi dziadowie krzepiąc się przed starciami z krzyżacką nawałnicą.

Po drugie sekundo - w piwie, czyli napoju, który kwiat (wszech)polskiej młodzieży zamawiał hurtowo po 5 sztuk na raz dziarskim gestem uniesionego przed siebie ramienia.

A robi się to tak:

Po staropolsku: Kiełbasę kładzie się na dno gara i zalewa wodą tyk by ją nieco przykryła. Dodaje się łyżkę smalcu bez skwarków, 2 łyżki oliwę i szczypt soli. Gotuje się dłuuugo bez przykrycia aż woda wyparuje.

Gdy kiełbasa się zarumienia dorzuca się do gara pokrojona w krążki cebulę i dusi się przez kolejnych kilka minut aż cebula nabierze właściwiej barwy i konsystencji a smaki się wymieszają. W międzyczasie z własnej inicjatywy sypnąłem jeszcze szczyptę majeranku bo ten dobrze gra z tłustymi przyprawami.

W sosie piwnym: Kiełbasa ląduje na dnie gara zalana 0,5l jasnego piwa i 0,5 l wody. Do tego wszystkiego trafia kilka goździków (nie za dużo! To nie wino grzane!), łyżka cukru pudru, trochę soku z cytryny, nieco soli i 2 posiekane w plastry cebule.

Całość trafia na kuchnię i bulgoce przez godzinę czy półtora. Po tym czasie kiełbasa wylatuje z gara a sos zostaje zagęszczony przy pomocy mąki (lub zasmażki). Całość pachnie wspaniale i nie gorzej smakuje.

Dwa świąteczne dania a roboty naprawdę niewiele. Gdy wszystko się gotuje można spokojnie zając się poza kuchennymi czynnościami. Ja na przykład ukończyłem kolejnych 5 misji w GTA 4. Nie ma to jak święta!

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wieczór kawalerski czyli znowu sam w domu

Jestem sam, Ewa odjechała na wschód, nawet kota zabrała. Co robić, co robić!?! Jeść! Po kawalersku czyli błyskawicznie i do syta. Z tego co znajdzie się w szafkach i lodówce. A znalazł się makaron, czarne oliwki, plaster szynki, oliwa z oliwek, natka pietruszki i chili. Wszystko czego trzeba by powstało coś na kształt aglio olio po tuningu.


A robi się to tak:

Makaron gotuje się w osolonej wodzie. W tym czasie na patelni grzeje się oliwa, na którą trafiają posiekane oliwki i szynka (powinno się też dodać posiekany czosnek – ja zapomniałem). Po chwili w oliwie praży się papryka chili (może być w proszku, ja użyłem całych suszonych strąków tabasco rozkruszonych w placach. A że wziąłem o kilka za dużo danie dało mi nieźle popalić.) Wreszcie na patelni ląduje makaron i po 2 minutach gotowe danie jest już na talerzu.

Posypane świeżo startym parmezanem i natką pietruszki, doprawione solą i pieprzem. Gotowe w 10 minut, banalnie proste, po prostu pyszne.

Do popicia – naturalnie wino. Soczyste, aromatyczne, aksamitne – jednym słowem – Bandol.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Pierś uskrzydlona

Lidl nie daje poszaleć. Skoro do koszyka trafiają ciągle te same produkty to i to co ląduje na talerzu nie zaskakuje. Ale nawet ze zwykłych piersi z kurczaka można przy odrobinie wyobraźni (albo po prostu z dobrym przepisem) wykombinować coś ciekawego. I tak po kilkunastu minutach zamieszania w kuchni dom wypełnił się bajecznym zapachem a do naszych buź trafił kurczak w sosie jabłkowo cytrynowo miodowym.

A robi się to tak: Piersi z kurczaka po oproszeniu solą, pieprzem i przyprawą do drobiu trafiają do lodówki. W wysokim naczyniu miksuje się szklankę śmietany, 2 łyżki soku z cytryny, 3 łyżeczki płynnego miodu, pół szklanki świeżo wyciśniętego soku z jabłek i pół łyżeczki startej skórki z cytryny. Takim puszystym sosem zalewa się kurczaka, którego w międzyczasie zdążyliśmy obsmażyć i ułożyć na dnie naczynia do zapiekanie polewając tym co zostało na patelni. Całość wkłada się do piekarnika i zapieka – teoretycznie do chwili aż sos się nieco zetnie. W praktyce się nie ściął więc danie trafiło na talerze gdy było po prostu gorące i pachnące. A smakuje równie dobrze jak pachnie czyli wspaniale!